26 września 2011

Utrata kontra wspomnienia

Pamiętam kiedy mama kupiła mi nowe mazaki. Miałam może 5 lat. Cieszyłam się ogromnie. Bo w końcu mazaki to mazaki. Któregoś dnia, a pamiętam, że to był czwartek, mój tata wrócił wcześniej z pracy. Mama jeszcze nie pracowała. Poszłam się przywitać z nim, kiedy to moim oczom ukazał się śliczny szczeniaczek. Tata trzymał go na rękach, a ja od razu chciałam mu go wyrwać. Wieczorem wymyśliliśmy, że małą sunię nazwiemy "Maksia". Dziwnie, wiem. I tak sobie żyłyśmy przez 10 lat. Zdawała się nie rosnąć. Pewnego dnia przyjechała do mnie kuzynka. Bawiłyśmy się. Wpadłam do mojego pokoju po mój nowy nabytek. Zauważyłam Maksię, gryzącą moje wspaniałe flamastry. Zaczęłam krzyczeć i płakać jednocześnie. W złości podniosłam suczkę, i rzuciłam nią o ziemię. Nic się jej nie stało, bo byłam mała i nie miałam tyle siły co dziś. Ona zaczęła skomleć i pobiegła pod biurko. Przyszedł tata i mnie upomniał. Potem często płakałam. Ciągle płaczę. Nie po mazakach... Po krzywdzie którą wyrządziłam kochanemu psu. Minęło parę lat. Spytałam jak właściwie tata znalazł Maksię. Okazało się, że po prostu spacerowała po jakimś osiedlu przez parę dni. Nikt się nie upominał i kolega taty przywiózł ją nam. Mijały dni i tygodnie, a ja rosłam. Zdałam sobie sprawę, że obie rosłyśmy i nie czułam różnicy jak się zmieniał mój pies.


Pewnego dnia. Może miałam 10 lat. Jeździłam na rowerze z kuzynem. Ona biegała za nami. Jechało auto, więc stanęliśmy na poboczu. Niestety Maksia zaczęła szczekać i wybiegła przed auto. Odbiła się od zderzaka i przeturlała się po trawie. Auto zahamowało i wyskoczył znajomy mi Grzegorz. Ja w tym czasie podbiegłam do suki. Skomlała, ale w inny sposób niż wtedy. Wszystko było w porządku. Później była jeszcze potrącona dwa razy.

Pamiętam też kiedy spadła z naszych drzwi balkonowych. Było lato i parapet się niesamowicie nagrzał. Maksia usłyszała szczekanie innego psa i jak zwykle podbiegła do otwartych drzwi balkonowych. Prawdopodobnie stanęła na gorącym parapecie i się poparzyła. Spadła, ale nic poważnego jej nie było.

Do czego zmierzam? Chciałam przedstawić historię mojego psa.

Często pozwalam spać jej w moim łóżku. Nie zawsze jest mi wygodnie, ale liczy się to, że jej jest. Nigdy nie zapomnę tego, jak przychodzi do mnie kiedy płaczę lub kiedy jest mi źle. Zawsze to wyczuwała i była ze mną.

Idąc do sklepu zawsze zabieram ją ze sobą. Nie potrzebuję smyczy, bo zawsze trzyma się blisko mnie. Kiedy wchodzę do sklepu, ona czeka przed wejściem. Czasem musiałam ją wyprowadzać, bo wchodziła za mną do środka. Często rozmawiam z nią, mówię jak do człowieka. W pewnym sensie jest ona moją najbliższą przyjaciółką.

Podczas burzy, nieważne jak daleko od domu była, przybiegała i kładła się obok któregoś z nas. Nie wyprowadzaliśmy jej. Po prostu wypuszczamy ją na dwór i kiedy jej się znudzi, skacze po drzwiach. Zawsze przybiega na zawołanie. No może nie zawsze. Może kiedyś nigdy już jej nie zawołam.

Jak na razie trzyma się w miarę dobrze. Ma około 10 lat. Jest stara, tak więc powinnam się powoli przyzwyczajać do tej myśli, że może jej zabraknąć. Pisząc to ledwo widzę. W moich oczach roi się od łez. Kocham ją. Nie chce jej stracić.


Godzina 22:22...

Powinnam iść już spać.