30 listopada 2011

Umrzeć z braku miłości

Znowu zamykam się w sobie. Czuję jak popadam w depresję, a przecież nie dawno byłam w stanie euforii. Ze skrajności, w skrajność. To za wiele nawet jak dla mnie. Odtrącam przyjaciół, a oni odwracają się do mnie plecami. „Przyjaciele”. Dlaczego nie zwracają uwagi na to, co się ze mną dzieje? Może brzmi to egoistycznie, ale właśnie w tym momencie potrzebuję wsparcia. Potrzebuję tego cholernego „wszystko będzie dobrze”. Nie chodzi tu o jakieś miłostki, czy inne tego typu sprawy. Straciłam chęć do życia. Straciłam wszystko, co uważałam za wyjątkowe. Już nie czuję szczęścia. Zauroczenie szybko przemija, motyle w końcu zostały złapane w siatkę nicości. W środku umieram. A umieram bardzo powoli i boleśnie. Nadzieja. Nadzieja pozostała. Nią żyję. Kiedy ona zgaśnie, zgasnę i ja.