12 grudnia 2012

O marności i miłości



Trudno się dziwić, że tak się pogrążyłam w marności i odchodziłam daleko od siebie, skoro jako wzory do naśladowania przedstawiano mi ludzi, którzy wstydzili się jak hańby tego, że opowiadając o dobrych swoich czynach popełnili błąd gramatyczny albo użyli wyrażeń prowincjonalnych, a dumnie kroczyli w obłoku pochwał, jeśli o swoich niegodziwych pasjach mówili zdaniami zaokrąglonymi, błyszczącymi obfitą ornamentyką. Widzisz to i milczysz. Czy zawsze będziesz milczał?

Ogarnięta mrocznymi uczuciami. Pozwoliłam na to, by serce, jak dziczejące pole, zarosło chwastami miłostek rozmaitych i nie przynoszących chluby. Opary wyłaniające się z mętnych namiętności okresu dojrzewania osnuwały i zaciemniały moje serce tak bardzo, że już nie umiało odróżnić pogody umiłowania od mroku żądzy. Jedno i drugie kipiało razem w pomieszaniu, gnając niedojrzałą jeszcze duszę przez urwiska pożądań i pogrążając ją w topielach grzechów. Wszystko, co było we mnie piękne, zgniło aż do rdzenia, gdy podobałam się samemu sobie i bardzo pragnęłam ludziom się podobać.
Matka Natura ma jednak to do siebie, że zawsze choćby jeden promyczek nadziei istnieje gdzieś w każdym z nas. W ostatniej z chwil zorientowałam się o marności swojej osoby i postanowiłam z miejsca to zmienić. Wciąż jednak za dużo gdybałam i nawet kiedy pragnęłam, by bliźni czuł się w moim towarzystwie swobodnie, moje czyny sugerowały, że jest to grząski teren. Znalazłam jednak kogoś, kto nie bał się bagien i czyhających nań pułapek. Wdarł się przez kujące chwasty mej obojętności, do zdziczałego pola uczuć. Zasiał plon i starał się o niego dbać. Nieraz coś krzyżowało mu plany i jego starania podupadały. Jednak cierpliwość się opłaciła, a rozkwit mych uczuć jest najlepszym dowodem tego, że zawsze jest nadzieja.

A kiedy powiedział mi o swoich uczuciach, nie miałam potrzeby, by kłamać o swoich. Po raz pierwszy nie miałam ochoty uciec jak najdalej od tego, wręcz przeciwnie, pragnęłam być jak najbliżej.

To prawda, że nikt się łatwo w samotności nie śmieje. Ale nieraz nawet ludzi, którzy są zupełnie sami, bez świadków, ogarnia nagle śmiech, gdy coś nieodparcie komicznego ujrzą czy usłyszą, czy też o czymś takim pomyślą. W tej chwili jednak wzbierał we mnie wielki śmiech, że tak się nam udało.

27 listopada 2012

Czasem po prostu brakuje kamieni


Jestem szczęśliwa, ale mam już wszystkiego serdecznie dość. Jestem zbyt ambitna, zbyt chciwa, zbyt egoistyczna. Nie mam sił dalej żyć, tak jak bym chciała. Nie jestem „superwoman” w obcisłych rajtkach. Kiedy patrzę w lustro nie widzę silnej, wspaniałej kobiety, za którą się uważam. Widzę kruchą istotkę, która boi się każdego złego słowa. Nie zniosłaby tego, że ktoś naśmiewa się z niej. Chce wielu rzeczy, których mieć nie może. Cały czas gra na zwłokę, jak gdyby świat miał istnieć już zawsze. Tak właśnie widzę tę istotę. Czasem gdy spojrzę jej prosto w oczy widzę uczucia, uczucia które tak wspaniale chowam przed światem, przysłonięte ogromną i jak dotąd wytrzymałą zaporą. Czasem przecieka i to najczęściej wtedy kiedy jest sama lub z kimś kto zna kod zabezpieczający do tej właśnie zapory.
Tym kimś jest jedna osoba, a może raczej była. Znam ją bardzo dobrze. Mogę nawet stwierdzić, że on, bo to właśnie osobnik płci przeciwnej, zna mnie lepiej ode mnie. Zna moje lęki, moje przyzwyczajenia, wie co mnie uszczęśliwia. Lecz nawet przed nim nauczyłam się bronić. Odpycham go swoją obojętnością i milczeniem. Jest wirusem mojego życia i nie powinno go w nim być. Powinien być pojedynczym epizodem, a stał się całą powieścią. Może tak miało być, może właśnie miałam się do niego zbliżyć, by poznawać samą siebie. Wirus się rozprzestrzenił i gra się rozpoczęła. Kto się pierwszy zakocha, odpada.
Nie przyznałam się do swojej pierwszej porażki. Oszukałam przeznaczenie i wygrałam. Jednak jak w każdej grze jeśli są zwycięzcy, są też i przegrani. Obawiam się, że tym razem również przegrałam. Zgubiłam się w odnajdywaniu prawdziwej siebie. Pozwoliłam za bardzo wypłynąć swojej duszy na wierzch i utopiłam cały swój dotychczasowy dobytek.  

1 listopada 2012

Promienie miłości


Czasem najgorzej jest, kiedy już nie potrafię wytrzymać tego wszystkiego. Natłoku wydarzeń, a co za tym idzie, fali przeróżnych uczuć. Wtedy po prostu wybucham płaczem przy pierwszej lepszej okazji, z byle powodu. Wypłakuję cały swój ból, który gromadził się we mnie od dłuższego czasu. Staram się nie płakać zbyt często. Płacz na początku pomaga, ale potem ciężar egzystencji jest znacznie bardziej przytłaczający. Tak jakby z każdą kolejną łzą, szala przechylała się w stronę rozpaczy. Skrajnej rozpaczy, która potrafi zmusić człowieka do podłych rzeczy, głupich i bezinteresownych rzeczy.

Pożaru już nie ma. Jedyne co teraz jest to żarzące się szczątki miłości. Stoję krok przed epicentrum całego tego pożaru. Podczas tej drogi moje serce mocniej biło, a z oczu popłynęły łzy. Teraz kiedy jest już po wszystkim, mogę ze stoickim spokojem powiedzieć: „Postąpiłam właściwie”. Ten wybór, kosztował mnie wiele boleśnie spędzonych chwil i zadręczania się w swoich własnych myślach. W moim sercu toczyła się wojna, która już od początku była przegraną sprawą. Jednakże nie żałuję wyboru. Mogłam wbiec w ogień i wtulić się w jego ramiona. Powtarzać jak bardzo go kocham i usłyszeć to samo. Słowa jednak nie oddadzą w pełni tego uczucia. Na miłość pracuje się latami.
Czasem dopiero na łożu śmierci jesteśmy w stu procentach pewni, że to była miłość. Może niektórzy do ostatniego oddechu oszukują się co do swoich własnych uczuć. Ja jednak nie zamierzam się oszukiwać. Kocham, ale to nie jest miłość. Nie ma miłości, kiedy dobrze wiedząc o uczuciach innej osoby pozostaje się obojętnym. Obojętnym na wołanie serca. Wierność jest jedną z podstaw związku i pożądanie innego człowieka jest grzechem. Nawet jeśli przyznasz się do zdrady, a ja Ci powiem, że wszystko jest już w porządku, że wybaczyłam... to na zawsze pozostaniesz już w moich oczach jako zdrajca. Będę coraz częściej rozmyślać nad tym, aż w końcu dojdę do wniosku, że to nie jest TA miłość. Możliwe jest, że zdałabym sobie z tego sprawę po wielu latach, kiedy ty już zapomniałeś o tym co zrobiłeś. Powtórzę to i będę powtarzać cały czas. Nie chcę takiej miłości, nie chcę kłamstw i niewierności. Chcę poczuć coś, czego nigdy nie czułam - prawdziwą miłość.  

7 października 2012

A ten las płonie dalej


     „Kocham Cię” - powiedział. A ja? Ja tylko mocniej go przytuliłam, dałam całusa. Dobrze zdawałam sobie sprawę z tego, że igram z największym ogniem, ba! pożarem, jakim jest miłość. Co więcej sama dokładnie nie wiedziałam czego chcę. Dlatego brnęłam dalej w ten żarzący się las. Las nieposkromionych uczuć. Próbowałam do niego dotrzeć. Chciałam żeby stał się inny i uwierzył w prawdziwą miłość. Stał się inny. Zaufał mi, stał się czuły i traktował mnie tak jak każda chciałaby być traktowana.
Potem wszystko co pragnęłam w nim osiągnąć, sama zaprzepaściłam. Stał się bardziej zamknięty w sobie, niż poprzednio. Tylko TA JEDYNA jest teraz w stanie go wyciągnąć z bańki, którą pomogłam mu stworzyć. Oby szybko się odnalazła, ponieważ tak wspaniały chłopak zasługuje na kogoś, kto równie silnie jak on zagłębi się w to uczucie.

     Znów usłyszałam „Kocham Cię”. Znowu ta sama sytuacja, tylko tym razem nie zapuszczam się w las. Stoję obok i patrzę jak płonie. Patrzę jak płomień się rozprzestrzenia i zajmuję coraz to większą powierzchnię. Zrobiłam jeden krok w stronę ognia. Usłyszałam: „Nie wiem czy zadać Ci to pytanie, które mnie męczy już od dawna”.
Powiedziałam tylko: „Nie mów nic. Nie mów nic, jeśli nie jesteś całkiem pewny swojego pytania. Tylko z pewnością siebie, możesz być w stanie znieść moją odpowiedź, jaka ona by nie była. Możesz zyskać wiele, lub stracić wszystko. Lepiej nie pytaj teraz”. Nie spytał. Moja pewność siebie była znacznie większa niż jego. Jego lęki i obawy przezwyciężyły, ale jak długo będzie ze sobą walczył? Jak długo będzie sam siebie zamęczał?
     Nie wiem czy jestem gotowa na pytanie, które prędzej czy później padnie z jego ust. Mogę jedynie się domyślać, co mu krąży po głowie. Był okrutnym, bezdusznym dziwkarzem, który na każdym kroku podrywał coraz to inną. Był. A kim jest teraz?
     Stoję na skraju palącego się lasu i czekam aż wygaśnie.

Kochanie, nie życz mi źle, chcę tu wrócić raczej w spokojnej drodze.
By znów móc się w ciebie wtulić i zapomnieć o wszystkim, z Tobą wiem że mogę,
jesteś inna niż te dziwki...

23 września 2012

Kocha, nie kocha

Kompletnie nie wiedziała jak potoczą się sprawy. Liczyła na szczerą, romantyczną rozmowę. Dostała ją w jakimś odmiennym stopniu, ale nie potrafiła jeszcze zdefiniować swoich uczuć. Nie wiedziała czego ma od niego oczekiwać. Sprawdzała go na różne sposoby. Zadawała błahe pytania, dotyczące jej codzienności. Odpowiadał na każde zgodnie z prawdą, wiedział co ją uszczęśliwia. Nie spodziewała się, że ktoś kogo uważała za niezdolnego do miłości, tak bardzo się zaangażował. Tak dobrze ją poznał. Była to przelotna znajomość, bez zobowiązań. Można by rzec romans wakacyjny, ale sprawy potoczyły się tak jak w komediach romantycznych. Tylko że tutaj nie ma „happy endu”, a to co kiedyś jej zrobił, na zawsze pozostawiło po sobie ślad na jej zakurzonym sercu. Wyznał jej, że przy niej pierwszy raz „odpłynął”. Przy ich pierwszym pocałunku doznał czegoś, czego nigdy wcześniej nie czuł. Nie potrafił zdefiniować tego, ale było to dla niego nowe. Po paru tygodniach znowu to poczuł, już z inną dziewczyną. Kojarzył to uczucie, uznał to za miłość i zauroczył się w tej dziewczynie. Potem stwierdził, że to nie to i wrócił. Ale ona już nie czuła tego co wtedy. Bała się i jednocześnie twardo odmawiała. Nie chciała żeby znów nie wiedza i nieuzasadniona rozpacz zawładnęły jej światem. Te czasy minęły, chociaż czasem przeszłość przypomina o sobie. Teraz kiedy on wyznaje jej miłość, po raz pierwszy od dłuższego czasu znowu czuje ten ciężar. Ciężar trzepoczących motyli, które zalęgły się w jej żołądku. Czas pokaże, czy ten człowiek może na powrót stać się bezlitosnym mordercą uczuć, czy jednak zostanie do końca kochającym i czułym chłopakiem. 

31 sierpnia 2012

Kłopoty w raju

Wszystko wydawało się takie niewinne. On ją podrywał, ona udawała niedostępną. On niczym typowy miejski podrywacz, zaliczył już wiele dziewczyn i chwalił się tym dookoła. Ona – grzeczna dziewczyna, która nigdy nie doznała pewnych rozkoszy. Jednak ciągnęło ich do siebie. Pewnego razu on zaprosił ją do siebie na kawę. Rozmawiali, słuchali muzyki, żartowali. W jednym momencie on przyciągnął ją do siebie. Ona wskoczyła mu na biodra. Powędrowali na łóżko, gdzie kompletnie oddali się francuskim pocałunkom. Nawet dla niego był to wspaniały pocałunek. Ten, który miał tak wielkie doświadczenie z dziewczynami, nie wiedział skąd wzięła się ta energia. Energia, którą oboje darzyli siebie nawzajem. Po wszystkim dziewczyna po prostu wyszła. Nie liczyła na więcej, bo wiedziała z kim ma do czynienia. Powtórzyło się to kilka razy. Raz patrząc mu w oczy, zauważyła u niego desperację. Jakby jego oczy obawiały się czegoś. Mówił jej, że szuka kogoś namiętnego, z kim będzie mógł o wszystkim porozmawiać i kto będzie zawsze blisko. Stwierdził, że to czego szukał, chyba znalazł w niej. Nagłe palpitacje serca. Serce dosłownie wybija płuca z klatki piersiowej. Nazwałam to nadzieją. Znów do niego przyszła. Byli sami, może za bardzo się nakręcili. On ją powoli rozebrał. Siedzieli tam w samej bieliźnie, namiętnie się całując. Nie dawała się dotykać. Chłopak poczuł, że coś nie gra. Chciał rozmawiać. Pytał co jest powodem tego, że się boi. Otworzyła się, powiedziała swoje największe sekrety, a on następnego dnia powiedział jej, że się zakochał. I to nie była ona. Nie potrafiła przestać o tym myśleć. Obwiniała się za każde słowo, które mu powiedziała. Nie chciała tego tak kończyć.

Po paru tygodniach on znowu się odezwał. Znowu przyszła, niby to na kawę. Tak jak zwykle położył ją na kanapie, sam kładąc się na niej. Dziewczyna przejęła kontrolę. Ich usta były blisko. To był ten moment, w którym iskrzenie ma największą moc. Zadał jej pytanie, ona nie chciała odpowiedzieć. Bawiła się nim, jego uległością. Wychodząc narobiła mu jeszcze nadziei, że kiedykolwiek ją zdobędzie. Sama jednak obawiała się, że kiedyś właśnie tak się stanie. 

15 lipca 2012

Spłonęłam, więc stałam się wolna

Chyba każdy w swoim życiu przeżył moment, którego nigdy mile nie wspomina. Czasem żałuje się tego co było, czasem po prostu próbuje się o tym zapomnieć. Często zastanawiam się jaki jest sens mojego życia. Co swoją osobą wniosę do świata? Codziennie zadaję sobie to pytanie i nigdy nie potrafię na nie odpowiedzieć. Najprościej jest mi powiedzieć „nie wiem”, albo „nie potrafię”.

Od paru lat nie potrafię odczytać swoich uczuć. Są niczym huragan bezdusznych chwil, które są puste w środku. Każde odczucie w danej chwili definiuję jako zbędne. Nie mam pojęcia dlaczego tak robię. Nie chcę czuć się niechciana, wyśmiewana i odrzucana. To już przeżyłam i staram się zamknąć ten rozdział. Nigdy już nie będę taka sama jak wczoraj. Nie wiem też jaka będę jutro. Zmieniłam się i nawet sama siebie czasem nie poznaję. Na chwilę obecną jestem tak zatracona w swoich uczuciach, że zraniłam już wiele osób. Niektóre osoby zasłużyły na to, inne mniej lub wcale. Bo co złego jest w tym, że ofiarowano mi swoje serce? Kompletnie nic złego w tym, że ktoś pokochał tak bezduszną kreaturę jaką się stałam. Tak szara osoba jak ja powinna się nauczyć, że nic w życiu nie jest za darmo, a czasem trzeba dodać coś od siebie, żeby było dobrze. W tej chwili karcę się za to, co zrobiłam. To chyba jedyna rzecz, której żałuję w życiu. Żałuję, że się zmieniłam. Inaczej. Żałuję, że tak późno zaczęłam być sobą.

9 kwietnia 2012

Gdzieś pomiędzy ciszą, a snem


Pamiętam jakby wydarzyło się to zaledwie wczoraj. Godzina trzecia nad ranem. Budzę się ze złym przeczuciem. Mam świadomość, że COŚ tu jest nie tak. Nie powinnam się tak bać. Nie mam powodów do tego. Wszystko w porządku. Przyjaciele, rodzina. Jednak siedzę z zapalonym światłem i boję się z każdą sekundą coraz bardziej. Płaczę jak małe dziecko. Chcę krzyczeć, ale nie potrafię. Zdobywam się na jedno żałosne „Tato, mamo!”. Cisza. Płaczę dalej i coraz głośniej. Jeszcze raz próbuję zawołać: „Ej!”. Czuję się jakbym była tu tylko ja i to COŚ. Jednak po dłuższej chwili ktoś się budzi. Słyszę kroki. Przerażona wpatruję się w drzwi, w których staje zaspany ojciec. Patrzy na mnie i pyta co się stało. Załamującym się głosem twierdzę, że COŚ tu jest i boję się tego. Boję się, że zniknę, że zostanę uprowadzona. Ojciec powiedział, że mam iść spać z mamą. Jednak ona niewzruszona śpi dalej. Ja cała spocona, przykryta pod sam czubek głowy, wpatruję się w lustro. Widać w nim całą sypialnię. To nie mija. Nie chcę patrzeć, ale nie chcę zamykać oczu. Nienawidziłam jej wtedy. Swojej własnej matki. Nastał dzień. Nikt o nic nie pytał. W kolejnych miesiącach powtarzało się to kilka razy. Nie krzyczałam. Po prostu siedziałam i płakałam. To działo się niezależnie od pory dnia i nocy. Czasem trwało to kilka minut. Czasem bałam się godzinami. Teraz leżę z niepokojem rozglądając się po pokoju. To COŚ znowu tu jest. Często tu bywa. Może to znak, albo zaginiona dusza. Teraz już nie płaczę. Przyzwyczaiłam się do tego, chociaż wciąż się tego boję.

8 marca 2012

Odległość ich przekleństwem

Czy można tęsknić za kimś, kogo się nigdy się nie spotkało? Czy można pokochać kogoś w jakiś dziwny i niewyjaśniony sposób, mimo że nigdy się nie widziało tej osoby na oczy? Przypadek. Czysty przypadek. Dwie osoby znalazły się w tym samym miejscu i o tej samej porze. Na początku po prostu ze sobą pisali, bo oboje nie mieli nic ciekawszego do robienia. Pisali sobie słodkie słówka, dla żartów. Zaprzyjaźnili się. Często rozmawiali. Żadne z nich nie przypuszczało, że sprawy pójdą w tym kierunku. Znali się już pół roku, kiedy Chłopak znalazł sobie dziewczynę. Nie zaprzestał pisać ze swoją przyjaciółką. Wciąż mówił, że ją kocha. Dla żartów. Jednak Dziewczyna wiedziała, że to nie jest uczciwe wobec tamtej dziewczyny. W głębi duszy jednak czuła, że i tak nic nie będzie z ich związku. Po pewnym czasie Chłopak opowiada przyjaciółce, że wszystko się sypie w Jego związku. Zaczęli długo rozmawiać. Sprawy zeszły na bardziej osobiste tematy. Okazuje się, że oboje czują do siebie coś więcej, mimo tego że się nie spotkali. Odległość jest ich przekleństwem. Przyrzekli sobie, że jeśli żadne z nich nie znajdzie sobie nikogo do trzydziestki, pobiorą się, żeby nie umrzeć samotnie. Czy to właśnie nie przeszkodzi im w tworzeniu nowego związku? Czy miłość do tak bliskiej, a jednak obcej osoby nie przysporzy im więcej problemów? 

12 lutego 2012

Książe ze bajki?

Po paru godzinach dogłębnego myślenia, mogę stwierdzić parę faktów. Jestem na tyle ładna, by jakiś chłopak do mnie zagadał. Na tyle głupia, żeby dać mu nadzieję, nawet jeśli takowej nie ma. Na tyle dziwna, żeby po tym jak się zaczyna coś dziać, zwiać. Nie lubię nachalności. Sama się nie wtrącam tam gdzie mnie nie chcą i uciekam jeśli ktoś jest nachalny wobec mnie. W te dwa tygodnie ferii wiele się zdarzyło. Zbyt wiele. Pokłóciłam się i prawdopodobnie straciłam przyjaciółkę. Może nie najlepszą, ale jedyną jaką miałam. Poznałam paru osobników płci męskiej, którzy kipieli swoją przeciętnością. Dwóch z nich wyróżniało się w tłumie trochę bardziej. Wyszło na to, że jeden został zaczarowany przez wyżej wymienioną nie-przyjaciółkę. Trochę bolało. Nuż w plecy i te inne sprawy. Nie mogę jej obwiniać, ponieważ ona kompletnie nie wiedziała o tym, że on mi się podoba. Z drugim zaś pisałam od dawna. Niby nic tak szczególnego w nim nie ma, ale po stracie wszelkich nadziei na lepsze jutro, zadowoliłam się zauroczeniem wobec Niego. Tutaj natomiast zacytuję: „szanse na to że możemy być razem? gdybym wiedział o tym wcześniej to tak, ale teraz trochę za późno”. I tyle by z tego było. Nie będę rozbijać jego związku. Jest dobrym przyjacielem i to mi wystarcza.

Może i czekam na księcia z bajki, ale wiem że kiedy przybędzie będzie to najszczęśliwszy dzień w moim życiu. A co jeśli książę nie przybędzie?

10 stycznia 2012

Sen o przyszłości

Każdy mnie teraz pyta, gdzie zamierzam iść dalej. Czy idę do liceum, czy do technikum. Wybór ten powinien być dla mnie oczywisty. Co chcę w życiu robić? Nie mam pojęcia. Na każde takie pytanie muszę odpowiadać, tłumaczyć dlaczego. Męczy mnie już to. Nie wiem co będę jadła jutro na śniadanie, a oni mnie pytają co będę robić przez następne trzydzieści lat. Otóż chciałabym, aczkolwiek nie wiem czy to możliwe, wyjechać z miasta. Kierunek hotelarski. Problem w tym, że rodzice obawiają się, że zacznę ćpać, pić i palić. Równie dobrze mogłabym robić to w domu, a oni o niczym by się nie dowiedzieli. Jestem ambitna i nikt mnie nie przekona, żebym przestała się uczyć i poszła 'na waje, na faje'. Brzydzą mnie ludzie, którzy palą. Dym papierosowy mnie drażni. Alkohol? Nie. Może to i dziwne, ale chwalenie się ile się wypiło, jest dla mnie czymś absurdalnym. Mogę wypić, ale nie widzę w tym głębszego sensu. Narkotyki? Tak, do tego poproszę miesiące spędzone na odwyku oraz zniszczone życie. Mam swój rozum. Dlatego kochani rodzice. Pozwólcie mi kształcić się w dobrej szkole, z dobrą opinią, abym w życiu miała łatwiej.